Ostatnie 11% baterii w laptopie. Zdążę? Mam nadzieję. Dzisiejszy
dzień zmarnowany na niczym. Wczorajszy na chodzeniu po galerii, ale o
tym jutro. Kupiłam buty na lato w Adidasie i połączenie bluzki na
ramiączka z szortami w H&M (zdjęcia dodam jutro).
Cały czas
jestem w Poznaniu. Dzisiaj do piętnastej siedziałam w domu dopiero o
15:30 pojechałam do kosmetyczki na oczyszczanie. Teraz moja twarz
wygląda f a t a l n i e. Nie wiem, jak jutro się pokażę na angielskim.
Rano wracam do Łodzi. Niestety, bo cały czas od przyjazdu do godziny
piętnastej będę musiała poświęcić na naukę do testu. Nie chce mi się,
ale pod czujnym wzrokiem mamy i babci będę musiała nad tym ślęczeć.
Sobota i niedziela zapewne także będzie zmarnowana na przepisywanie
zeszytów od kogoś miłego, kto mi je pożyczy.
Dziwi was pewnie
tytuł postu, skoro piszę teraz o tak luźnych rzeczach. Szczerze, to
mogłam się tego spodziewać. Przecież nie mieszkam z mamą więc musieli
być jacyś donosiciele. Okazuje się, że pod moją nieobecność w domu,
kiedy moja chrzestna (a jednocześnie siostra mojej mamy) siada do mojego
komputera, przegląda mi archiwum gg. Dowiedziałam się o tym przypadkowo
- mama dala mi do przeczytania maila od mojej cioci, która jest teraz w
Chinach, a ten mail był obok. Nie myślałam, że można posunąć się do
czegoś takiego byleby tylko móc mnie kontrolować. I zakładam, że moja
mama czytała te rozmowy z najgorszego okresu w tym roku. Nie mówię, że
jestem aniołkiem z nienagannym słownictwem. Oczywiście, zdarza mi się
bluźnić (na szczęście coraz rzadziej), ale w szkole mam takie
towarzystwo, że zwyczajnie nie da się nie przesiąknąć na wylot nawykiem
używania tych 'złych' słów. Czuję się okropnie, bo fakt, że był taki
okres kiedy bez opamiętania bluzgałam i miałam, no, powiedzmy, że zbyt
ostry język. Teraz staram się to ograniczyć i mi to wychodzi, całe
szczęście. Zostaje teraz tylko wrócić do domu i usunąć archiwum. Nie
założę przecież hasła, bo to oczywiste, że się domyśli.
Chciałabym
być lepsza, chciałabym być idealną córką. Idealną dziewczyną. Ale nie
wiem, czy potrafię. Boję się, że stoczę się na dno zanim jeszcze wyjdę
całkowicie na powierzchnię. Boję się, że gimnazjum mnie zmieni.
Powszechnie wiadomo, że ten okres jest najgorszy. Nie chcę, aby szkoła
zmieniła mnie tak, jak niektórych moich znajomych. Możliwe, że ma na to wpływ mieszkanie z babcią, a nie z rodzicami. Luźniejsze życie, mniejsza kontrola. Chciałabym, aby
ktoś codziennie się mnie pytał 'gdzie idziesz?' i 'jak było w szkole?',
ale wiem, że to nierealne. Przecież zamiast kochających rodziców mam
babcię. Poza tym tatę, którego jedynym znakiem życia są comiesięczne
alimenty (o śmiesznej wysokości, ale nie będę tutaj pisać o pieniądzach)
i mamę, którą widuję raz na dwa miesiące (ponieważ pracuje za granicą).
Czasem trochę częściej. Chciałabym normalnej rodziny, ba, często nawet
myślę o tym jak swojsko jest dostawać kary od taty i reprymendy od mamy.
Ale wiem, że to nierealne. Obraz normalnej rodziny będę mogła oglądać jedynie w telewizji i patrząc na sąsiadów.
Notka
jeszcze później niż zwykle, coś tak mnie wzięło na pisanie. Teraz
wypada iść się umyć i zacząć psychicznie się przygotować na jutro...
Chcę już wakacje.
Właśnie, wakacje... (podobno) zostały jeszcze 44
dni roku szkolnego. Każde liczniki mówią inaczej, najlepiej samemu
policzyć, ale mi się nie chce, jak zwykle. Może jutro, bo teraz usypiam
na siedząco. Poza tym muszę coś jeszcze naskrobać na szkolnym blogu, Szkołą z Klasą, TIK i tak dalej, możliwe, że wiecie o co mi chodzi. Ale to jutro, bo nie chcę nabazgrać czegoś, co nie będzie miało głębszego sensu.
z rodziną niestety wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach i to w środku by nikt nas nie wyciął:)
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie w wolnym czasie:)
http://mesmerize87.blogspot.com/
świetny masz blog ♥
OdpowiedzUsuńObserwuję i liczę na to samo